poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 5

Nasze usta dzieliło tylko kilka milimetrów. Po chwili Ross wpił we mnie usta. Chciałam przerwać, ale nie mogłam. Coraz bardziej wczuwaliśmy się w pocałunek. Blondyn położył swoje dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie. Wplotłam ręce w jego włosy. Chłopak zszedł z pocałunkami na moją szyję.
-Jeśli chcesz żebym przestał, powiedz.- wyszeptał między pocałunkami. 
Z jednej strony chciałam żeby przestał, z drugiej nie. 
-R-Ross...- jęknęłam.- Przestań.
Blondyn odsunął się ode mnie.
-Muszę już iść.- powiedziałam i ruszyłam szybko do wejścia do pałacu.
Weszłam do środka i szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Ja do niego nic nie czuję. To było takie... Niezwykłe. Bardzo lubię Rossa, ale nic do niego nie czuję. Jest troskliwy, opiekuńczy, zabawny, ale jest przyjacielem, nic więcej. Nie chcę żeby coś sobie pomyślał...
Podeszłam do tylnej bramy wjazdowej. 
-Cześć Steve.- rzuciłam do strażnika, który siedział w swojej budce.
-Dobry wieczór. I Stanley...- powiedział.
-Co?
-Stanley.
-Co Stanley?- byłam coraz bardziej poirytowana.
-Jestem Stanley, a nie Steve.- uśmiechnął się.
-Whatever.- przekręciłam oczami.- Otwórz bramę.
-Już się robi.- mężczyzna nawciskał kilka przycisków i wrota się otworzyły. Weszłam do środka i podeszłam do drzwi frontowych. Skierowałam się do drugich schodów i poszłam na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam potężne drzwi i padłam na łóżko. Spać. Moje powieki stały się ciężkie i po chwili zamknęły się. Byłam już prawie 'na tamtym świecie', gdy nagle zadzwonił telefon. Nakryłam głowę poduszką. Po chwili dźwięk ucichł. Odkręciłam się na drugą stronę, gdy telefon zadzwonił ponownie. Odsunęłam kołdrę na bok i chwyciłam słuchawkę.
-Halo?- powiedziałam półgłosem.
-Witam, sprzedaję odkurzacze po przecenie. Czy chciałaby pani poddać się kilku minutowej ankiecie?- odezwał się głos w słuchawce.
-Rocky?- mruknęłam.
-Tak to ja.- powiedział.- Rozgryzłaś mnie, brawo.
-Co tam?- odezwałam się po chwili.
-Aaa nic ciekawego. Dzwonię aby zapytać się jak tam po kolacji z Rossem.- w jego głosie usłyszeć można było nutkę niepokoju.
-Nie chciałam żeby tak wyszło.- coraz bardziej chciało mi się spać. Chyba zaraz usnę z telefonem w ręku.
-Nic się nie sta...
-Poczekaj chwilę.- przerwałam mu.- Skąd wiesz, że spędziłam wieczór z Rossem?
-Ten idiota wysłał tekst z mojego telefonu i nawet go potem nie usunął...- westchnął.
Cicho zaśmiałam się pod nosem.
-Masz jutro czas?- wypaliłam po chwili.
-Tak, jasne. A co? Ross chyba też ma czas...- słychać było, że ma mi to za złe.
-Rocky...
-Mhm?
-Pamiętasz ten ostatni raz kiedy cię przepraszałam?- w głowie kłębiły mi się myśli. Nienawidzę przepraszać. (Zwłaszcza, że nie ponoszę winy).
-Mmm, nie.
-No skończ już, ile razy mam powtarzać słowo 'przepraszam'?- niemalże krzyknęłam do słuchawki.
-Nie powiedziałaś go ani razu.- burknął.
-No przmbrszm...
-Co? Możesz powtórzyć? Nie słyszałem...
-Przepraszam.- mruknęłam cicho.
-Nic się nie stało.- jego ton znów był miły.
-To co? Może jutro jakiś lunch u mnie?- zaproponowałam.
-Chętnie, tylko powiedz temu strażnikowi przy bramie żeby mnie wpuścił.
-Spoko. To jutro o trzeciej?
-Mi pasuje. Już nie przeszkadzam. Dobranoc, Księżniczko!
-Dobranoc, Rockmanie!
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę.

***oczami Ellingtona***

-Halo?- odezwał się jakiś głos w słuchawce.
-Zapytaj się kim jest!- krzyczała Rydel.- I kim jest!
-Ciiii!- uciszyłem ją.  daj mi to!- chciała wyrwać mi telefon z ręki.
Ignorowałem ją i chciałem przeprowadzić rozmowę.
-Ratliff! Oddaj telefon! Ja mówię!- rzuciła się na mnie.
-Halo?!- próbowałem w dalszym ciągu słuchać czy rozmówca coś mówi.- Złaź!- zrzuciłem dziewczynę z pleców.
W tej samej chwili spostrzegłem, że osobnik ten rozłączył się.
-Rydel Mary Lynch! Co cię napadło!- skarciłem ją.- Mieliśmy szansę namierzyć tego złodzieja!
-Przepraszam, ale zanim ty byś coś powiedział... Wolałam sama załatwić sprawę .Nie jesteś konkretny.
-Czy ty widzisz co się dzieję jak sama chcesz coś załatwić?!- trochę się uniosłem.- Jak to nie jestem konkretny?!
-Czyli uważasz, że jestem niezaradna?!- oparła ręce na biodrach.
-Nie... Choć może... Tak.- powiedziałem pewniej. - Uważam, że jesteś niezaradna.
-O tak?! Może masz mi jeszcze coś do zarzucenia?!
-Jesteś niezaradna, wkurzająca, zawsze się rządzisz...
-Skończ już.- tupnęła nogą.
-Założę się, że szybciej znajdę twój telefon.
-Pfff, możesz sobie pomarzyć.- prychnęła.
-To co, może mały zakładzik?
-Wchodzę.
-A więc, kto pierwszy znajdzie twojego iPhone'a, wygra.
-O co zakład?
-Może... Kto przegra będzie musiał robić przez tydzień to, co będzie mu kazał zwycięzca.
-Stoi.- podaliśmy sobie ręce.

                                                         *Londyn, godzina 8:15 a.m.*

Przypałacowy park o tej godzinie i zwłaszcza o tej porze roku wygląda bardzo smutno. Setki wielkich drzew, które pogubiły swoje liście. Pousychane lub poowijane folią krzewy. Żywopłot, którego listki zmieniły kolor z jaskrawej zieleni na zgniłą. Zabłocona i miękka droga dopiero zaczęłabyć ubijana specjalnymi maszynami. Nie było zbyt dużo śniegu. Jedynie małe pagórki gdzieś na trawnikach. Po ogrodzie biegał personel. Po gwałtownym ociepleniu wszyscy w końcu wzięli się do pracy. Park ten raczej nie jest przyjemny do joggingu. Strasznie ponuro. Ogromne szare chmury sprawiały wrażenie, że zaraz ma zacząć padać. Witamy w Londynie. Tu pada non-stop.
Takie miejsce nie jest przyjemne do porannego joggingu, ale mi w sumie to nie przeszkadza. Lubię biegać. Wtedy przynajmniej mam chwilę spokoju od nich wszystkich. Gdy dobiegłam do końca brukowanej dróżki, drogę zajechało mi czarne Bugatti. Zatrzymałam się tuż przed samochodem. W aucie silnik został zgaszony, a ze środka wyszedł uśmiechnięty Matthew. 
-No proszę, biegasz?- zsunął okulary przeciwsłoneczne.- Nigdy bym nie pomyślał.
-Nieprawdopodobne, a jednak.- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Za piętnaście minut śniadanie, więc- nadstawił swoje ramie.- może panią podwieźć.
-Chętnie. Muszę się naszykować.
Wsiedliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę pałacu.
-Skąd masz to auto?- zapytałam się przyglądając się dokładnie desce rozdzielczej. 
-Wygrałem.- rzucił.
-Co proszę?- nie wiedziałam o co mu chodzi. 
-Ymm, nieważne, zapomnij.- nasunął okulary z powrotem na nos.
-Nie wiedziałam, że interesujesz się takimi autami. 
-Czyli nie wiesz o mnie jeszcze wielu rzeczy. Zapewne dlatego, że przez całe życie nie widzisz niczego poza czubkiem swojego nosa.- burknął cicho.
-Co proszę?!- posłałam mu zabójcze spojrzenie.
-Nic, nic.- nie odrywał wzroku od drogi.
-O co ci dzisiaj chodzi?!- krzyknęłam.
-O nic.- fuknął.- Już jesteśmy.
Matt zaparkował samochód od frontu.
Bez słowa wyszłam na zewnątrz i trzasnęłam drzwiami. Weszłam do pałacu i udałam się do pokoju. Chwyciłam z szafki puchowy ręcznik i poszłam do łazienki. 
Po niecałych piętnastu minutach wyszłam gotowa i podeszłam do szafy aby wybrać ubrania. Postanowiłam założyć sukienkę w odcieniu pudrowego różu.
Podkręciłam delikatnie włosy i związałam je w pół kucyka. Poprawiłam szybko makijaż i spojrzałam w lusterko. 
-Piękna.- powiedziałam do siebie.
Założyłam jeszcze czarne szpilki (nazwa butów). 
Na wielkim zegarze na ścianie widniała godzina 8:45a.m. Czyli jestem już spóźniona. 
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do jadalni. Gdy weszłam do środka kelnerzy dopiero zaczęli wychodzić z kuchni, niosąc w rękach wielkie, srebrne tace. Wszyscy już siedzieli przy stole i byli pogrążeni w rozmowach. Rozejrzałam się   po pomieszczeniu, aby zająć moje miejsce (czyli to, na samym początku stołu, przy jego wąskiej części). 
Po chwili spostrzegłam, że siedzi tam Victoria, a najlepsze było to, że obok niej siedzi Matt. Cały czas rozmawiali i chichotali. 
Z trzaskiem zamknęłam drzwi do jadali. Wszystkie rozmowy ucichły i spojrzenia wszystkich przeniosły się na mnie. 
Uśmiechnęłam się i z gracją ruszyłam przez pomieszczenie. Podeszłam do mojego miejsca, gdzie w tej chwili siedziała Victoria. 
-To jest MOJE miejsce.- powiedziałam kładąc nacisk na słowo moje.
-Oh, najmocniej cię przepraszam, ale już tu siedzę.- westchnęła.
-Oh, najmocniej cię przepraszam, ale- zaczęłam ją przedrzeźniać.- jak teraz nie zejdziesz z tego krzesła, następne śniadanie zjesz w szpitalu.- syknęłam.
Nie mam siły i czasu na jakieś femi dziundzie, które zajmują moje miejsce przy stole.
Po chwili Victoria podniosła się i usiadła w drugiej części stołu. Widać było, że Matt jest na mnie zły. Ale mam to gdzieś. Jak obraża się dzień po przyjeździe to jego problem.
-Andrew,- skierowałam do służącego.- Przynieś mi nowe krzesło, a to spal albo oddaj do odkażenia.
-Dobrze, Proszę Pani, ale dlaczego mam to zrobić? To krzesło jest w dobrym stanie. 
-Na tym krześle zawsze siadałam TYLKO ja, teraz siedział tu ktoś inny, więc aby przypadkiem się czymś nie zarazić masz wywalić to krzesło.
-Dobrze.
Andrew zabrał przedmiot, a na jego miejsce postawił nowy. Usiadłam i uśmiechnęłam się szeroko. Przy stole zapadła cisza.
-To... Co dziś jemy?- zapytałam.
Po chwili weszli kelnerzy i zaczęli rozstawiać posiłki. Śniadanie minęło przeciętnie. Wszyscy ze sobą rozmawiali. Tylko ja siedziałam cicho. O czym mam z nimi rozmawiać skoro przynudzają. 
-Skoro wszyscy są tu zebrani, chcę wam coś ogłosić.- powiedziała Elizabeth.- Victoria Dawn Kerry Duchess od dziś oficjalnie stała się mieszkanką tego pałacu!
Dziewczyna wstała, skinęła głową i szeroko się uśmiechnęła. Wszyscy zaczęli bić brawo.
-Well, well, well.- podniosłam się z krzesła.- Widzę, że mamy nową 'księżniczkę'.- zrobiłam cudzysłów w powietrzu. 
-Victoria jeszcze nie jest księżniczką.- odezwała się Elżbieta.- Uroczystość odbędzie się za tydzień.
To będzie najgorszy tydzień jej życia.
-Wiesz co?- podeszłam do Duchess.-Ja tak bardzo, bardzo, baaardzo- wylałam jej na sukienkę dzbanek wody.- ci gratuluję.
-O mój, o mój...- zapewne poczuła kostki lodu.
-A teraz może deser?- chwyciłam cytrynową tartę i cisnęłam nią przed siebie.
Victoria niestety się odwróciła, a ciasto wylądowała na twarzy Matta.
-O ty...- nie dokończył, bo rzuciłam w niego kolejną tartę.
-Catherine, przestań!- uniosła się babcia.
Ministrowie zaczęli szeptać między sobą. Wytarłam ręce w serwetkę i wyszłam na dwór. 
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
-Przepraszam, Panienko.- chwilę spokoju przerwał mi Hamilton.
Westchnęłam ciężko.
-Mogę przedstawić plan na dzisiaj?- zapytał.
-Jasne, mów co tam masz.
-Za godzinę spotkanie z premierem, o trzynastej jedzie pani na pochód, wraca pani brat. Następnie bezpośrednio po tym konferencja, a o piątej kolacja z...
-Kolacja odpada! I tak mam za dużo obowiązków.- fuknęłam.
-Nie wątpię. Poza tym,- przesuwał kolejne kartki notatnika.- Książę Michael pytał się, czy nie zechciałaby pani wziąć udziału w dzisiejszym polowaniu.
-Nie.- rzuciłam krótko.- Odwołaj spotkanie z Dave'm.
-Ale to przecież sam David Cameron, premier naszego Królestwa.
-Nie lubię go.- skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam się plecami.
-Jak tak można? Przecież zrobił tyle dobrego dla naszego kraju!
-Jak byłam mała bawił się ze  mną w chowanego. Nie znalazł mnie. On nawet nie szukał!
-O tym dyskutowaliśmy już wiele razy: został wezwany, ponieważ jego żona zaczęła rodzić.
-To nie jest żadne wytłumaczenie!
-Dobrze, tego spotkania nie mogę odwołać.- pokiwał głową i zaczął coś kreślić.
Nagle zauważyłam jak kilka dużych, czarnych busów wjeżdża na teren posesji. To rzeczy Victorii.
-Hamillton, muszę iść.
Wybiegłam zanim zdążył się odezwać.
Przypatrzyłam się dokładniej pojazdom. W pierwszym busie jest garderoba, w drugim meble. Inne rzeczy prywatne jadą w trzecim.
Zanim skierowałam się tam, gdzie auta zmierzały, poszłam do piwnicy i wyjęłam puszkę zielonej farby oraz dużą maszynę do 'pryskania'. Wstąpiłam również do chłodni i wyjęłam kilka dużych kawałków surowego mięsa. Wróciłam na zewnątrz. Schowałam sprzęt za krzakiem i podeszłam do busów.
-Przepraszam.- zapukałam w szybę samochodu.
-O! Witam, witam!- z wnętrza auta wyszedł mężczyzna i ukłonił się.- W czym mogę pomóc?
-Panna Victoria prosiła was do siebie.- zwróciłam zarówno do pozostałych kierowców.
-Dobrze. Gdzie się znajduje?
-Tam przy budynkach obok stajni z drugiej strony.- machnęłam ręką.
-Ale to drugi koniec posiadłości.
-Tak, właśnie.
-No dobrze, skoro tam czeka, to idziemy
Mężczyźni opuścili busy i poszli tam, gdzie wskazałam.
Gdy spostrzegłam, że nikogo nie ma na horyzoncie, weszłam do przyczepy przy ciężarówce, wlałam farbę do spryskiwacza i uruchomiłam sprzęt. Te meble są piękne. Te zdobienia, ten kolor. Śnieżnobiały. Przykro mi, że to wszystko za chwilę będzie zgniłozielone. Nacisnęłam przycisk i farba rozprzestrzeniła. Ciężko utrzymać ten sprzęt, ma naprawdę dużą moc. Po dwóch minutach wszystko było zielone. Wyszłam z ciężarówki i zatrzasnęłam drzwi. Następnie wrzuciłam maszynę w krzaki. Wrócę po nią później. Teraz czas wziąć się za samochód z ciuchami. Wzięłam surowiznę i porozrzucałam kawałki po ubraniach i ogólnie po wnętrzu przyczepy. Wyszłam na zewnątrz. Za jakieś dwie godziny wyrusza pierwsza poranna tura polowania, więc psy (dla ścisłości- Dobermany) biegały luzem po wybiegu. Nigdy nie bałam się tych psów. Zdjęłam z bramy kilka par szelek i wyprowadziłam pięć psów. Przyprowadziłam je do samochodu, wpuściłam je i zamknęłam klapę. Kilka chwil później rozległo się warczenie psów i dźwięk rozrywanych ubrań. Nagle usłyszałam rozmowy i kroki. To kierowcy wracali. Szybko wypuściłam psy luzem i odeszłam kawałek dalej.
-Nie było tam księżnej Victorii.- powiedział jeden z mężczyzn.
-To nie jest księżna.- tupnęłam nogą.- Pewnie was zlekceważyła i sobie poszła. Snobka.
Kierowca nie opowiedział tylko głośno wypuścił powietrze.
-Gdzie mamy się podstawić?- zapytał.
-Nie wiem, to nie mój problem.
Wróciłam do pałacu, do mojego pokoju. Dawn będzie miała niezłą niespodziankę.
Teraz tylko muszę naszykować się na spotkanie z Cameronem. Hamillton mi mógł przynajmniej powiedzieć w jakiej sprawie. Muszę wziąć prysznic. Moje ręce są całe zielone.

*40 minut później*

Siedzę z Hamilltonem w limuzynie. Za chwilę spotkanie z premierem. Najgorsze jest to, że farba nie zeszła jeszcze z moich dłoni. 
-Tak w ogóle to po co ja jadę gadać z Davidem?
-Panienka musi z nim porozmawiać na temat zaistniałej sytuacji w królestwie.- cały czas coś notował.
-Nie rozumiem.
-Chodzi to to, że przyjechała Victoria i przyjechał książe Matthew.- nacisnął przyciski, który zamyka szybę dzielącą nas od kierowcy.- Jak wie pani, Cameron został wybrany do koordynowania wszystkim. 
-I po co tam ja?
-Ja zarówno jak i Panienka nie chcemy aby Victoria została księżną.- mówił.
-Ty? Jaki masz w tym interes?
-Dobro naszego narodu. I panienki.
-A więc, jaki jest plan?
-Taki mały... Sabotaż.- zamknął notes.- Zrób wszystko co w twojej mocy, aby nie dopuścić do ceremonii. 
-Jak mam to zrobić?
-Po prostu kieruj wszystkie pomysły, propozycje na takie tory, aby zrujnowały ten dzień. 
-Spoko.
Dojazd na miejsce zajął nam około 20 minut. Do sali konferencyjnej weszłam bez zbędnej eskorty. Tylko do wejścia odprowadziło mnie dwóch ochroniarzy. Przed wejściem do sali również stało dwóch. W pomieszczeniu zastałam Davida. Siedział za dużym, brązowym biurkiem.
-Witaj, Catherine.- przywitał mnie szerokim uśmiechem.
-Cześć.- rzuciłam ozięble. 
Cam westchnął i zaczął mówić.
-Dziękuję, że zgodziłaś się pomóc przy planowaniu ceremonii. 
-Nie ma za co. Bierzmy się za planowanie. 
-To na początek: sama uroczystość odbędzie się w Opactwie Westministerskim. Właśnie szukałem kwiaciarni, która udekoruje kaplicę. 
-To ja się tym zajmę.- wzięłam pustą podkładkę i długopis, i napisałam pierwszy punkt. 
-Skoro to załatwisz, to ja zajmę się ściągnięciem urzędnika i kapłana. 
-Tym też się zajmę.
-Czyli wystrój i urzędnika już mamy...
-Jesteś premierem,- przerwałam mu.- dlaczego zajmujesz się organizacją przyjęcia dla snobów>
-Wiesz, czuję się po części odpowiedzialny za to, co dzieje się w tym kraju i chciałbym, aby takie uroczystości dobrze wypadały na arenie międzynarodowej...
-Czyli nie było chętnych i ściągnęli pierwszą lepszą osobę.
-Tak.- nachylił głowę.- Dobra, dalej...
-Wiesz co, wyślij mi wszystko na maila. Zajmę się tym.
-Serio?
-Tak. Teraz muszę iść. Pa!- wyszłam szybko z gabinetu.
Opuściłam budynek i jak burza wpadłam do limuzyny.
-Jak poszło?- zapytał Ham podnosząc głowę znad dokumentów.
-Dobrze.- rzuciłam krótko.-Gdzie teraz?
-Kolejna konferencja. 
-Zapowiada się długi dzień...

*P.O.V. Ellington*

Czuję, że to będzie dobry dzień na poszukiwania telefonu. Pokażę jej, że to ja jestem lepszy i bardziej zorganizowany niż ona. Przez całe popołudnie studiowałem książki i fragmenty książek studiowałem filmy o Sherlocku Holemesie. Po przejżeniu tysiąca książek i obejrzeniu urywków z dwóch sezonów Sherlock na Manhattanie doszedłem do jednego wniosku: Nie jest mi do twarzy w czapce Holemesa. Dzisiejsze poszukiwania zaczynamy na ulicy przy Green Center. Rozejrzałem się dookoła. W miarę zatłoczona okolica. Na sam początek chcę się trochę obeznać w tym terenie, znaleźć możliwe strony ucieczki złodzieja. Sprawa jest ciężka. To jak szukanie igły w stogu siana. Ale przecież w sumie wszystko jest możliwe. Najpierw warto jest poobserwować okolicę. Ciekawe czy ta osoba uczęszcza tu często. Może zdarzy się podobna sytuacja? Przysiadłem na ławce. Tłum ludzi przewijał się przez miasto. 3/4 osób rozmawiało przez telefony czy pagery. Pogoda jest tu zdumiewająca. Wczoraj śnieg padał jak szalony, a dziś ledwo co widać po nim ślad. Jako Kalifornijczyk z krwi i kości, ciężko byłoby mi zamieszkać tu na stałe. Klimat jest ciężki.
Zachowanie żadnego z przechodniów nie było podejrzane. Postanowiłem więc ruszyć potęcjalną drogą ucieczki złodzieja telefonu. Na pewno pobiegł prosto i skręcił prawo za rogiem. Tam go zgubiłem. Udam się tą samą trasą. Po skręceniu w prawo spostrzegłem, że ludzi jest coraz mniej. Przeszedłem jeszcze kawałek i zauważyłem dwie drogi. Poszedłem w lewo. Po przejściu kilkunastu metrów okazało się, że to pusta uliczka. Stało tam tylko kilka brudnych kontenerów, z których wyskoczyły dwa koty. Natomiast z drugiej strony było wyjście na miasto. Sprawca kradzierzy prawdopodobnie uciekł gdzieś w tym kierunku. A więc sprawa jest jeszcze trudniejsza niż myślałem. Nie mogę zmarnować całego pobytu w Londynie na przeszukiwanie całego Londynu wzdłuż i wszerz. Lecz tak łatwo się nie poddam. Jeszcze wygram ten zakład.

* wieczór, pałac Buckingham *

To był ciężki dzień. Same spotkania, konferencje, zebrania. Dziś na kolację przychodzi Rocky, więc chciałam coś przygotować sama. Wieczór raczej spędzimy w moim pokoju. Nie chcę, aby wszyscy domownicy się dowiedzieli. Postanowiłam przyrządzić kurczaka. Jeszcze nigdy nie gotowałam, ale chyba nadszedł czas aby się nauczyć. Wyjęłam drób z lodówki, rozpakowałam i wrzuciłam do piekarnika. Dobra, czyli jedna rzecz już z głowy. Teraz może powinnam przyrządzić sałatkę. 

* 2 godziny później *

Na kolację będzie sam kurczak. Robiąc sałatkę skaleczyłam się w dwa palce. Nigdy więcej nie zbliżam się do kuchni. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazała się Marta- pomoc kuchenna. 
-Witam.- uśmiechnęła się kobieta.- Mam pomóc?
-Wchodź.- wpuściłam ją.- Musisz mi pomóc. Sałatka nie nadaje się do spożycia, a ten kurczak jest surowy, mimo tego, że dwie godziny temu wsadziłam go do piekarnika!
-Sałatka nadaje się w sumie do wyrzucenia, bo nie obrała pani warzyw i nie rozpakowała ogórka z folii.- mówiła ostrożnie.
Faktycznie. Nie zwróciłam na to uwagi.
-A ten kurczak to nie kurczak, to indyk. I nie włączyła panienka piekarnika, a ptak jest zamrożony.
-I co ja mam teraz zrobić?- opadłam bezradnie na krzesło. 
-Nie wiem, ale ja już powinnam zbierać się do domu. I tak już nic nie zdziałam.
-Idź.- rzuciłam krótko. 
-Dobranoc!
Marta wyszła, a ja zostałam sama bez żadnego pomysłu co mam dalej zrobić. Mam kurczaka, a raczej indyka. Spojrzałam w róg kuchennego aneksu. Mikrofalówka. Po chwili zdecydowałam się wepchnąć indyka do mikrofali. Jak na złość się nie mieścił. Po chwili usłyszałam pukanie. To Rocky. Zgarnęłam wszystkie rzeczy do szafki. Chciałam wyciągnąć indyka ze sprzętu, ale chyba utknął. Chwilę potem znów usłyszałam pukanie. Przykryłam ptaka ścierką i poszłam otworzyć drzwi. 
-Cześć.- moim oczom ukazał się uśmiechnięty szatyn z ręką w zielonym gipsie.
-Cześć, zapraszam.- zachęciłam go gestem do wejścia. 
-Jesteś sama?- zapytał, rozglądając się po pokoju. 
-Tak.- zdziwiłam się.- Dlaczego pytasz? 
-Wiesz, spodziewałam się, że zaraz tu wyskoczy mój brat.- uśmiechnął się. 
-Nie tym razem.- posłałam mu kuśkańca w bok.- Przygotowałam dla nas kolację.- zmieniłam temat.
-Serio? Co jemy?
-Indyka...
-Wow, tak bardzo... Wytwornie.
-Nie lubisz indyków?
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu wolę proste dania. Zadowoliłby mnie nawet hamburgery.
-To dobrze.- odetchnęłam z ulgą.- To może coś zamówię?
-Świetny pomysł.

* około godziny później *

Rocky siedział na kanapie, a ja właśnie przynosiłam wielkie pudło z Insiedeout Burger. Postawiłam je na stole przed brunetem. 
-Proszę.- uśmiechnęłam się.
-Masz śliczny uśmiech.- powiedział.
-Dzięki.- chwyciłam po pilota do telewizora.- Oglądamy coś?
-Może football.
-W sumie, to czemu nie. A kto to gra w tych niebieskich koszulkach?
Chłopak dziwnie się na mnie spojrzał. 
-Tylko żartowałam.
Po chwili wybuchliśmy śmiechem.
Nagle szatyn przysunął się do mnie i wpił we mnie usta.

~~~

Krótka informacja: od tego rozdziału akcja będzie rozwijała się szybko. 
xo





8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Ten pocałunek na końcu <3
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział!!!!!!!!!!
    Rockuś taki słooodkii!!!!
    Ale Cat mnie już zaczyna powoli irytować.
    Znaczy...
    Ten pomysł w tych ciężarówkach był super :D
    ie lubię Victorii...
    A Matta to już wgl.
    Ale Ross jest... hmm... lubię go w tym opowiadani :D
    No kurde nwm co napisać...
    A! Moim zdaniem Ell pierwszy znajdzie ten telefon! :D
    Czekam na next\1
    Pozdrawiam cieplutko <3
    ~Suza
    P.S
    Zapraszam do siebie na nowego bloga:
    http://crazy-story-r5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cat co ty wyprawiasz?! A co ludzie powiedzą? :O
    Za grosz rozumu:D
    Czekam na next:**

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział.
    Kiedy next ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hey, :)

    Dzisiaj 'odkryłam' twojego bloga i muszę przyznać, że się w nim zakochałam. ♥♥♥

    Dziewczyno, masz prawdziwy talent. Nigdy wcześniej nie spotkałam tak uzdolnionej w pisaniu osoby, jaką jesteś ty. :)

    Twój blog sam zachęca do przeczytania, ponieważ:

    1. jest oryginalny :)

    2. ma ciekawe opisy :)

    3. jest w nim dużo dialogów ;)

    4. bohaterowie opisują swoje emocje - dzięki czemu można przeżywać rozmaite sytuacje wraz z postaciami :D

    5. zaskakuje, każdym rozdziałem ;)

    6. i kiedy zacznie się go czytać, nie można przestać :D

    OK, ale oprócz tego, że opowiadanie na twoim blogu jest interesujące i (oczywiście) bajeczne, to bardzo podoba mi się, także twój szablon. ;)
    Jest taki... w stylu Ari. ♥♥♥

    Dobra, wracając do opowiadanie... ;)

    ----------------------------------------------------------

    1. Jeśli chodzi o Arianę to...

    Muszę przyznać, że miałaś bardzo dobry pomysł z tym, by Ari była księżną UK. Ponieważ jest wprost 'stworzona' do takiej roli. :D
    (Mam nadzieję, że zostanie królową). ;)

    BTW, bardzo lubię Arianę Grande i jest moim autorytetem, (chciałabym być taka, jak ona), więc cieszę się, że występuje na twoim blogu. ♥♥♥

    -----------------------------------------------------------------

    2. Jeśli chodzi o Ross'a to...

    (Jestem R5er, więc go i resztę zespołu R5 wprost uwielbiam). :D

    Jeśli chodzi o niego w twoim opowiadaniu, to muszę się przyznać, że udało ci się stworzyć jeszcze bardziej słodszego Ross'iego, (a to niełatwe zadanie, ponieważ w realu jest już przesłodki), za co ciebie ubóstwiam. ♥♥♥

    Cieszę się, że Cat polubiła Ross'a. ;)
    (Tylko szkoda, że uważa go, tylko za przyjaciela, ponieważ:

    1. widać, że Ross zakochał się w niej, :D

    2. a poza tym, według mnie pasują do siebie) ♥♥♥

    -------------------------------------------------------------------------------

    3. Jeśli chodzi o Rocky'ego to...

    Jeśli chodzi o niego w twoim opowiadaniu, to przykro mi, że zwichnął nadgarstek i mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. :)

    Fajnie, że dogaduje się, tak dobrze z Cat. (Być może nasza księżniczka, dzięki niemu (lub dzięki Ross'owi :D) zmieni swój światopogląd na lepszy.) :)

    ------------------------------------------------------------------

    4. Jeśli chodzi o Ell'a i Rydel to...

    Jeśli chodzi o nich w twoim opowiadaniu, to jestem ciekawa kto pierwszy znajdzie fonek Delly. ;)

    Ale oprócz tego, ciekawa jestem, czy na twoim blogu pojawi się Rydellington. :)

    ----------------------------------------------------------------

    5. Jeśli chodzi o Riker'a to...

    Jeśli chodzi o niego w twoim opowiadaniu, to trochę mnie zasmuciłaś, ponieważ prawię w ogóle go nie ma na twoim blogu. ;(

    Mam nadzieje, że w przyszłych rozdziałach Riker będzie miał 'więcej do powiedzenia, (i że pozna Cat). :)

    ----------------------------------------------------------------------------

    6. Jeśli chodzi o pocałunki, w tym rozdziale to...

    Cat niby nic nie czuje do Ross'a, a jednak pozwoliła mu siebie pocałować (pomyśl, jaka dziewczyna pozwala się całować przez własnego przyjaciela ?) I sama mówiła, że mimo, że część jej chciała by Ross przestał ją całować, to inna, w tym samym czasie 'pragnęła' tego pocałunku. Uważam, że gdyby nie stali przed pałacem Cat, dziewczyna nie przerwała by pocałunku. ;)

    Jeśli chodzi o pocałunek z Rocky'm to mnie zaskoczyłaś. Nie spodziewałam się, że Rocky, tak szybko (ciekawe, czy nie za szybko) pośpieszy się z tym całusem. ;)

    ...................................................................

    OK, na koniec mojej strasznie długiej (i mam nadzieję, że w miarę nie za bardzo nudnej) wypowiedzi, życzę ci:

    1. wszystkiego najlepszego

    2. nie kończącej się weny twórczej

    3. pełno nowych pomysłów

    4. super wakacji

    5. i spełnienia marzeń

    PS:. Mam nadzieję, że pomiędzy Cat i Ross'em coś za iskrzy. ;)

    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :D

    Pozdrawiam ~♥♥♥Jessica ♥♥♥~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i zapomniałabym:

      7. Jeśli chodzi o Victorię i Matt'a to za nimi nie przepadam, (czytać: mimo, że mi nic nie zrobili, to gdybym ich spotkała na żywo, to nie ręczyłabym za siebie. (W skrócie: NIE LUBIE ICH !!!))

      Pozdrawiam ~♥♥♥Jessica ♥♥♥~

      Usuń
  6. Wow! Chcę więcej!! Poproszę kolejny rozdział! :D Pozdrawiam Nancy! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Po prostu rewelacja!! Nic dodać, nic ująć :) Czekam na next!!! :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic